sobota, 4 lutego 2017

Choroba...i wyjazd!

Dopadła mnie choroba, wczoraj byłam nie do życia. Cały dzień piłam różne "mikstury" i kolejny raz przekonałam się, że da się uniknąć gripexu, ferweksu i innych chemicznych lekarstw. Od czasu ciąży, w której parę zdarzyło mi się zachorować, nie brałam żadnych tabletek i nie biorę do teraz. Piłam na przemian mleko z miodem, czosnkiem i masłem, herbaty z imbirem ( kawałki imbiru trzeba zalać wrzącą wodą i gotować parę minut w garnuszku ), miodem, cytryną, czasem goździkami i pomarańczą i oczywiście jadłam rozgrzewającą zupę marchewkową, o której pisałam w food booku #5 - miałam szczęście, że jeszcze jej trochę zostało ;)





A dzisiaj pełna nowych sił zrobiłam koktajl ze szpinakiem, gruszką, bananami, kiwi, jabłkiem i...




I w drogę! Bierzemy koktajl  i jedziemy w odwiedziny do dziadków Julii! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz